Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Twych wątpliwości. Nie twierdzę, że tak jest,
Choć tobie, co tu mieszkasz, tak się zdaje.
Bóg, aby dróg swych pod zmysły człowieka
Nie poddać, niebo umieścił od ziemi
W tej odległości, iż łudzi wzrok ziemski,
Który sięgając rzeczy za wysokich,
I zabłąkany w marnych domniemaniach,
Napróżno niemi się dręczy. Cóż jeśli
Słońce jest środkiem świata, jeśli inne
Ciała niebieskie, pobudzone jego
Przyciągającą siłą i swą własną,
Tańczą dokoła niego w różne kręgi?
W sześciu planetach widzisz obrót zmienny
Wysoko, to znów nisko, naprzód idą,
To się cofają, to stają, to kryją;
A jeśli siódma w ich gronie, ta Ziemia,
Która tak stałą wydaje się tobie,
Nieznacznie ruchem trojakim się toczy?
Jużbyś natenczas nieregularności
Nie potrzebował odnosić do różnych
Sfer w ruch wprawionych w przeciwnych kierunkach
I krzyżujących się skośnie; co właśnie
Musisz przypuszczać, jeśli według ciebie
Słońce jest w ruchu, a poruszająca
Wszystko sprężyna wielka, niewidzialna,
Po za gwiazdami, koło, co sprowadza
Dzień i w kolei noc swoim obrotem.
Nie potrzebujesz tego przypuszczenia,
Jeżeli ziemia skrzętna sama z siebie
Tocząc się na wschód, bierze dzień, a stroną