Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wozy wojenne, ogniste rumaki
I blask za blaskiem w odbiciach bez końca
Naraz olśniły oczy Abdiela.
Pojął, że wojna — wojna w gotowości;
I że wiadoma już nowina, z którą
Pośpieszał; zatem w hufce bratnie
Wkroczył wesoło, przyjęty radośnym
Hucznym okrzykiem, że powrócił jeden,
Z tylu miryad upadłych on jeden
Nieutracony! Głośno wysławiając
Do świętej góry wiedli go, stawili
Przed Najwyższego Tronem, tam z złocistej
Chmury usłyszał taki głos łagodny:
»»Dobrześ postąpił, sługo Boży, chlubnie
Stoczyłeś lepszą walkę, sam naprzeciw
Wzburzonych tłumów śmiało broniąc prawdy,
Silniejszy w słowach, niż oni w orężu.
A za świadectwo prawdzie ponosiłeś
Wszystkich obelgi, daleko przykrzejsze
Niż rany. Całem twem staraniem było
W obliczu Boga przenieść twardą próbę,
Choć takie tłumy przewrotnym cię zwały.
Teraz łatwiejszy bój ci pozostaje:
Wespół z tem wojskiem, tchnącem jednym duchem
Wrócisz do wrogów z tym większym zaszczytem,
Im z większem od nich szedłeś poniżeniem;
Poskromisz siłą tych, którzy nie chcieli
Rozumu uznać za swoję ustawę: —
Ani rozumu prostego przepisów
Uznać nie chcieli, ani Messyasza