Przejdź do zawartości

Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebuję przedewszystkiem spokoju, dlatego pan daruje, że go nie będziemy zatrzymywać dłużej.
Fujarkiewicz (wstaje n. s.). Musiałem przetrzymać pierwszą wizytę poza czas oznaczony przepisami towarzyskimi i dają mi to delikatnie do poznania (patrzy na zegarek, z przestrachem). Rzeczywiście o całej półtory minuty (głośno). Mam honor pożegnać panie.
Janina. Żegnamy pana.
Fujarkiewicz (wracając się od drzwi). A gdyby kto przypadkiem zgłosił się z mojemi kaloszami albo kapeluszem...
Kamilla. Nie omieszkamy uwiadomić pana (n. s.) A to nudziarz.
Fujarkiewicz (wracając się). Hotel Krakowski nr. 16, oto mój bilet. Polecam się pamięci pań (wychodzi głębią).
Kamilla. Nareszcie!
Janina (niespokojnie). Co on tak długo robi? Dlaczego nie wychodzi?
Kamilla. Czekaj, zobaczę (zagląda przez dziurkę)
Janina (niespokojnie). I cóż?
Kamilla. Rozmawia z wujaszkiem.
Janina. Pewnie mu wszystko opowiada.
Kamilla. Teraz coś wyjęli ze szkatułki.
Janina. Co takiego?
Kamilla. Zaraz, bo mi zasłonili plecami. Mnie się zdaje, że pistolety.
Janina (z rozpaczą chodząc po pokoju). Pistolety! Pojedynek! Boże! Przewidywałam to, (ze stanowczością) nie, ja nie mogę pozwolić na to, nie pozwolę, nigdy, nigdy! Rzucę mu się do nóg, będę błagać, prosić (do Kamilli). Puść mnie.
Kamilla (zatrzymując ją). Idą tutaj.