Przejdź do zawartości

Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janina. O jakim bilecie pani mówi? Nic nie wiem, nie rozumiem.
Pulcherja. No, no, moja droga, przedemną nie masz powodu robić sekretu, ja jestem wyrozumiałą na takie rzeczy, któraż z nas nie ma na sumieniu podobnych grzeszków. Tylko pozwól sobie zrobić uwagę, że niepotrzebnie bawicie się w pisaniny. Rób co chcesz, tylko nie pisz, bo to zostaje i kompromituje potem. Nic tak nie plami honoru kobiety, jak atrament. Wierz mi, moja droga, bo ja mam już niejakie doświadczenie w tym względzie (wstaje).
Janina (j. w.) Ale przysięgam pani.
Pulcherja. Co? już w pół do trzeciej? Czy wasz zegar dobrze idzie? A niechże, ja idę. No do widzenia moja droga, a jak będziecie dawać drugi bal, to już ja go wam urządzę, zobaczysz, że wypadnie całkiem inaczej. Całuję cię. Nie fatyguj się, jesteś słabą. A na migrenę przyślę ci Po-ho, znakomity środek, kilka kropli rozetrzeć na skroni i ból ustaje, no do widzenia (odchodzi głębią),
Janina (d. s.). Takie potworne plotki. Ah, gdybym była wiedziała (chodzi żywo po scenie).
Pulcherja (spotkawszy się we drzwiach z Ciuciumkiewiczową, całują się serdecznie). A! łaskawa pani! jakże się pani miewa. Jakże zdrowie?
Katarzyna. Ślicznie dziękuję, (przysiadają we wzajemnych dygach).
Pulcherja. Córeczki?
Katarzyna. Dzięki Bogu.
Janina (spostrzegłszy Katarzynę). Co? Ta kobieta ma jeszcze śmiałość pokazywać się w moim domu. A! to bezczelność.