Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janina (z oburzeniem) na języki, nas?
Pulcherja. No, no, moja droga, nie trzeba się tak zaraz alterować. Świat zawsze musi się kimś bawić, dziś wami, jutro kim innym...
Janina. Piękna zabawa kosztem bliźnich.
Pulcherja. Ha, darmo, moja droga, ludzi nie przerobisz. Potrzeba być trochę filozofką na takie rzeczy. Z początku to drażni, gniewa, ale potem oswoisz się.
Janina. Wolę się wcale nie przyzwyczajać.
Pulcherja. Już to najwięcej obniosła was po mieście Ciuciumkiewiczowa, a radziłam nie zapraszać tej bajczarki.
Janina. Cóż ona może mówić takiego?
Pulcherja. Ah, niestworzone rzeczy, żeście kazali sobie zapłacić za stłuczone lustro, ja wiem, że to nie prawda, nie potrzebujesz się tłumaczyć, ale ta baba z igły zrobi widły, że lemoniada była z apteki, a kotlety nieświeże, podobno zakupione z akademickiego balu.
Janina (wstając oburzona). Ależ to jest, ohydne, potworne, szkaradne.
Pulcherja. No, tak, lubo mówiąc między nami, moja droga, to kolacja była wcale nie świetna, nawet bardzo nie świetna. Majonez był ohydny, a szampan wcale nie szczególny, jak cię kocham, ja się znam na tem. Skoro się wystąpiło, to trzeba już było wystąpić porządnie, zwłaszcza, że to pierwszy bal u was. A tak teraz Ciuciumkiewiczowa ostrzy sobie na was język i przypina wam łatki, gdzie może. Jestem pewna, że ta historyjka o miłosnym bileciku do ciebie, to także od niej wyszła.