Telesfor. A niech sobie, bo mnie już szewska pasja bierze na tych gości. Zamiast zabawy, to tylko kłopot z nimi. Ja chciałem, żebyście się trochę rozerwały, poskakały, a tu masz (do Władysława wchodzącego z głębi w kapeluszu i szalu). A ty gdzieś chodził?
Władysław (kwaśny, macha). Wracam od gospodarza (rzuca szal i oddaje do drzwi na prawo). Czy wiecie, co ten dziwak mi zrobił?
Janina. No?
Władysław. Przysłał do mnie służącego, żeby mu nie hałasować nad głową i nie skakać bo mu się kamienica trzęsie.
Telesfor. Dobry sobie, i cóż ty na to?
Władysław. Poszedłem wytłumaczyć mu, że to nonsens żądać coś podobnego od lokatora.
Telesfor. To się rozumie.
Władysław. On mi na to, ze jeżeli mam zamiar wydawać bale, żebym sobie od kwartału innego mieszkania poszukał.
Telesfor. Masz babo redutę. Jeszcze tego było potrzeba.
Władysław (siadając na kanapie). A, jestem zirytowany na tego faceta.
Janina (zbliża się do niego i głaszcze go). I to wszystko przezemnie. Zachciało mi się koniecznie tego balu.
Władysław (łagodnie). No, moja droga, cóż ty temu winna jesteś, że się tak wszystko na nas sprzysięgło.
Janina. Jakiś ty dobry, jakiś ty poczciwy mój Władziu. Zawstydzasz mnie doprawdy swoją pobłażliwością (całuje go).
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/071
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.