Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż, Kamillo? — szepnęła nieznajoma — powiadasz, że mu lepiej?
Bernard drgnął na dźwięk tego głosu.
— Trochę lepiej, dzięki naszej sztuce — odrzekła stara — a jednak na tych bandażach krwi tak mało, że niewiele mogłam zrobić.
— Co mówi Ambroży Paré?
— A cóż on może wiedzieć? Gadanina jego nic mię nie obchodzi. Ja panią zapewniam, że rana jest głęboka, niebezpieczna, straszna i da się wyleczyć tylko za pomocą Magii, ale do tego trzeba częste składać ofiary bóstwom ziemi i powietrza, a to rzecz kosztowna.
Nieznajoma zrozumiała.
— Jeżeli wyzdrowieje, dostaniesz dwa razy, tyle pieniędzy, ile ci dałam.
— Niech pani nie traci nadziei.
— Ach! Kamillo, gdyby on miał umrzeć.
— Niech się pani uspokoi, duchy są wspaniałomyślne, gwiazdy nam sprzyjają, ostatnia zaś ofiara czarnego kozła bardzo dobrze usposobiła Tamtego.
— Przyniosłam ci żądany przedmiot; kupiłam go od jednego z żołnierzy, którzy obdarli zabitego.
Wyjęła z pod płaszcza rapir pana de Comminges. Stara pochwyciła go skwapliwie i zbliżyła do światła.
— Dzięki Bogu, klinga jest zakrwawiona i zardzewiała. Krew jego, podobna do krwi bazyliszka, zostawia na stali niestarte ślady.
Nieznajoma z trudnością hamowała wzruszenie.