Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili, rzucił się w jego objęcia. Głos serca był silniejszym do urazy.
Jerzy, uściskawszy go, zwrócił się do młodzieży.
— Darujcie, panowie, że was opuszczę, ale radbym nacieszyć się bratem, którego od lat siedmiu nie widziałem.
— Nie puścimy cię! — zawołał jeden, chwytając go za połę płaszcza — obiad już zamówiony, musisz go zjeść z nami.
— Beville ma słuszność — odezwał się drugi — twój brat może iść także. Zamiast jednego wesołego towarzysza, będziemy mieli dwóch.
— Wybaczcie, panowie — rzekł Bernard — ale mam ważne listy do oddania.
— Oddasz je waszmość jutro.
— Nie mogę, a przytem — dodał z uśmiechem — przyznam się panom, że jestem bez pieniędzy, muszę się dopiero o nie postarać.
— A to mi wymówka! — zawołali wszyscy — ależ my nie ścierpimy, żeby porządny szlachcie szedł do żyda lichwiarza pożyczać na obiad.
— Słuchaj przyjacielu — rzekł Beville, potrząsając trzosem — weź mnie za swego podskarbiego. Źle na tem nie wyjdziesz, gdyż od dwóch tygodni ciągle wygrywam.
— Nie traćmy czasu i chodźmy na obiad — nalegali młodzieńcy.
Bernard pytająco spojrzał na brata.