Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się oczom nowy obraz pełen okropności; zresztą instynkt zachowawczy i zapał wojenny głuszą w żołnierzu uczucie litości. Każdy myśli o tem jedynie, jakby własne zachować życie. Jedna część żołnierzy ścigała zbiegów, reszta zagwoździła armaty i pogruchotała koła.
Bernard po zdobyciu bateryi zatrzymał się, żeby wyryć imię Dyany na jednem z dział zagwożdżonych, podczas gdy żołnierze wrzucali do fosy skrzynki z prochem i ciała poległych. Nagle jeden z rannych, który dotąd nie dawał znaku życia, otworzył oczy i zawołał rozpacznie:
— Panie de Mergy, ratuj mnie!... Nie poznajesz dawnego przyjaciela?
Był to Béville. Żołnierz trzymał go za głowę, inny za nogi, i mieli go już zrzucić w głąb fosy.
Béville miał twarz zbryzganą krwią; trudno było w nim poznać wesołego dworaka. Bernard kazał go położyć na trawie i opatrzywszy mu rany, polecił zanieść do miasta.
Właśnie kiedy tego dokonał, spostrzegł oddział jazdy, na drodze pomiędzy miastem a młynem. Była to jazda nieprzyjacielska, która chciała im przeciąć odwrót. Pośpieszył natychmiast zawiadomić o tem wodza.
— Wezmę czterdziestu żołnierzy — rzekł do niego — ukryjemy się za płotem i sprawimy im łaźnię.