Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XX.
Zapóźno.

Drobny deszczyk, który padał przez całą noc, ustał nad ranem właśnie w chwili, kiedy brzask jutrzenki rozjaśnił niebo. Zwoje mgły unosiły się nad ziemią; wiatr niekiedy je rozrywał, ale gromadziły się znów i skupiały, jak toń morska wygładza się po przepłynięciu okrętu. Wśród owych tumanów, majaczyły drzew wierzchołki; zdawało się, że wielka powódź zalała ziemię.
Blady świt i czerwone blaski pochodni oświecały oddział żołnierzy, zebranych na ulicach Roszelli, w pobliżu bystyonu Ewangelii. Tupali nogami i machali rękoma, żeby odpędzić wilgotne zimno, bardziej niż mróz dające się we znaki. Przeklinali głośno wodza, który wymyślił ranną wycieczkę, ale znać było, że go szanują i ufają mu.
— Mańkut przebrzydły, i tamtym biedakom, w obozie królewskim, wyspać się nie pozwoli — wyrzekał jakiś żartowniś. — Przy nim człowiek nigdy nie może wypocząć.
— Wiwat! oto wódka! Zaraz nam będzie lepiej. Przynajmniej nie dostaniemy kataru wśród tej mgły przeklętej.
Kiedy rozdawano wódkę żołnierzom, La Noue stał opodal, otoczony oficerami, którym tłumaczył plan wycieczki. Uderzono w bębny, wtedy wyciągnął rapir: