Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hrabina rzuciła się na sofę i ukrywszy twarz w poduszkach płakała, łkając gwałtownie. Bernard nie mógł z niej wydobyć ani słowa.
W tej chwili ponuro zabrzmiały dzwony, a jednocześnie huknęły strzały i rozległ się zmieszany gwar tysięcy głosów.
Hrabina pospieszyła do okna i otworzyła je szeroko.
Niebo zaiskrzyło się krwawą łuną; można było myśleć, że to pożar, ale silna woń żywicy którą wiatr przynosił, świadczyła, że to odblask niezliczonych pochodni. Jęki i wrzaski mordowanych ofiar łączyły się z okrzykami radości, tętentem koni i szczękiem oręża.
— Rzeź się rozpoczęła! — krzyknęła hrabina, chwytając się za głowę.
— O ja rzezi mówisz?
— Tej nocy wszyscy hugonoci zostaną wymordowani; taki rozkaz króla. Całe miasto uzbrojone i ani jeden ze skazanych nie ujdzie. Francya będzie ocalona, ale ty zginiesz, jeżeli natychmiast nie wyrzekniesz się błędów.
Bernard osłupiałym wzrokiem wpatrywał się w twarz Dyany, tchnącą niepokojem; stała w oknie, nieruchoma jak posąg, ręką wskazując na sceny mordu i rabunku.
Nagle rzuciła się na kolana i chwytając go za ręce, wołała z rozpaczą:
— Zaklinam cię, Bernardzie, ocal życie własne, nawróć się! Nie przeżyję twojej śmierci.