Bernard wyjął złotą sztukę z woreczka i podał ją starej.
— Masz Kamillo, należy ci się podarek za to, że mię tak pielęgnujesz i nacierasz rapir olejkiem skorpionowym.
— Nic nie rozumiem... przysięgam...
— Nie doprowadzaj mię do złości, Marto, a raczej Kamillo. Kto jest ta pani, dla której odprawiałaś czarnoksięskie praktyki zeszłej nocy? — Wielki Boże! gorączka widać was chwyta!
Zniecierpliwiony Bernard porwał poduszkę i rzucił jej na głowę. Stara podniosła ją i położyła na łóżku, a korzystając z tego, że kapitan przyszedł odwiedzić brata, wysunąła się szybko.
Jerzy tego samego dnia był u admirała, żeby wytłumaczyć brata i opowiedzieć wszystko, co się stało.
Coligny wysłuchał go w milczeniu, gryząc niecierpliwie wykałaczkę.
— Znam już tę sprawę — rzekł wreszcie — i dziwię się, że waszmość mi o niej opowiadasz, gdyż jest aż nadto głośna.