Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze do zwykłych materyałów, krwi, żółci, zielonych robaków, assafoetydy — i nie żałuj, niech atrament będzie w dobrym gatunku!
Lucyper rzucił okiem na drugą depeszę...
— To — rzekł — znowuż z Galicyi, a to z naszych kochanych Dnieprowic. Skarżą się, że mają prawie zupełnie puste kałamarze... nie mają czem pisać, a tu czas nie czeka, na gwałt trzeba wydać numer...
— Otworzyć natychmiast krany! — zakomenderował Aszmodaj.
Cała kompania djabłów rzuciła się do kranów i atrament popłynął rurami do rozmaitych okolic. Nagle przyfrunęła jakaś naga dusza i latała w powietrzu, tu i tam, niby motylek o skrzydłach płomiennych, blado niebieskich, barwy płonącego spirytusu. Sama wyglądała jak wielka, wydęta bańka mydlana i lśniła się różnemi kolorami. Dopiero dobrze się przypatrzywszy, można było w niej dostrzedz rysy twarzy i potężny nos...
— Ach! — krzyknął Aszmodaj, chwytając się za włosy — ach! przeniósł się do wieczności najlepszy „dobroczyńca,” wielki filantrop, jeden z najlepszych moich agentów! To właśnie jest jego dusza, która przybyła tutaj, aby zamieszkać z duszami wszystkich „dobroczyńców.”
Wpatrzyłem się uważnie w tę duszę i poznałem