Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w niej najgłówniejszego dobrodzieja naszego miasteczka...
— Płacz, jęcz Sruliku — zawołał Aszmodaj — żałosnym głosem. Miasto twoje poniosło ciężką stratę; twój kahał postradał znakomitego filantropa, caceczko! Wyjcie, jęczcie szatany, djabły! bo ja, wasz król, utraciłem najlepszego doradcę, najwierniejszego... Bez niego będę jak bez prawej ręki!..
W całem piekle, w całej obszernej dolinie, dał się słyszeć lament, w którym słychać było najrozmaitsze dzikie głosy, niby szum wiatru wyjącego za oknami w ciemną noc, niby płacz, niby nocne miauczenie kotów na dachu. Dał się słyszeć żałosny jęk sów, krakanie wron, rechotanie żab, syk wężów, piszczenie szczurów, ryk byków, mruczenie niedźwiedzi i lampartów, jakby wszystkie dzikie stworzenia opłakiwały śmierć tego zacnego „dobroczyńcy,” tej „czystej duszyczki” (koszere nszome). Małom nie zemdlał, mało nie umarłem, słuchając tych przeraźliwych jęków.
Aszmodaj złapał ową duszę w rękę jak muchę i wrzucił ją w głęboki dół, mówiąc te słowa:
— Co tu pomoże płakać? człowiek umierać musi, prędzej czy później zawsze djabeł go w swoje pazury dostanie. Bądźże więc pogrzebiony na dziewięć łokci w ziemi — i idź do wszystkich djabłów! Będę musiał obyć się bez ciebie