Ludzkie staranie, patrzaj, jako idzie,
Gdy Bóg nie raczy w pożytek nie przydzie.
A kiedy on chce, najdą cię i doma,
Przyniosą dosyć, jedno bierz rękoma.
To się ci siebie aż nazbyt wstydają,
A wżdy się zawżdy pod wieczór ściskają.
Jeśli mię zła fortuna być niegodnym czujesz,
Nie mam ci za złe, iż tak długo probujesz.
Zalecał się gość jeden cicho gospodyniej,
Gospodarz z drugiej strony, mąż jej siedzial przy niej.
Wnet może przepomniawszy swego podla siebie,
Odpowiedziała głosem: trudno, bych ja ciebie
Miłować miała, zwłajsca człowieka obcego,
Wszak namniej nie miłuję i męża własnego.
Słusznie cię wszyscy wobec teraz żałujemy,
Jako zadnie bez ciebie na oko widziemy.
Zdobiłeś dwór nauką, dworstwem, statecznością,
Zdobiłeś (o co trudno na świecie) szczerością.
Lecz zatrzymać nie możem, pomniąc na twe cnoty:
Trudno dziś u jednego naleźć te forboty.
Prawda, sędzia, bych ja był od dekretu twego
Apelował, kiedyś mię do trunku dobrego
Skazał, nie dopuściłbyś w on czas był ruszenia.
Ja też to czując dobrze, użyłem buczenia
Na cię i na się, do dna każdąm wyprawował:
Bodajżeś na długi czas za mną tak skazował.