Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lankinie, a następnie, skoro się żalę, nikt z tuziemców nie rozumie po chińsku. Kto inny wpadłby W rozpacz!
— Mylisz się, kapitanie, uważając tych ludzi za tuziemców, — pouczał go student. — Przemów pan po angielsku, a wlot cię zrozumieją.
— Po angielsku? Ani mi się śni! Skoro jestem w Chinach, posługuję się językiem Państwa Niebios. Mogę chyba wymagać, aby mnie zrozumiano, mnie, mandaryna z osiemnastu stami sapeków!
— Nie jesteś pan jeszcze w Chinach, lecz w Angiji. Hong-Kong jest posiadłością angielską.
— Wiem o tem; ale żądam, aby także tutaj poznano się na mojej erudycji językowej. Czy wiecie, co mi się przytrafiło?
— Tak. Zachciało się panu urządzić bieg na wytrzymałość w palankinie.
— Zachciało mi się? Chce mnie pan dobić? Zmuszono mnie, zmuszono podstępem!
— I nie przeciwstawił się pan?
— Czyż mogłem?
— Czemu nie?
— Zerwanoby mi głowę z karku, gdybym nie biegł, Ledwo rozsiadłem się w palankinie, dno pode mną opadło i nogi zsunęły się na ziemię. To jeszcze pół biedy — można było wszak podnieść pokrywę, Ale obaj hultaje pomknęli jak opętani, i nie pozostało mi nie innego, jak pędzić z nimi.
— Może nie zauważyli, że pan zjechał na parter?

63