Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Panie, to list naszego ojca?
— Tak.
— A ta niewiasta jest naszą matką?
— Tak. Dziewczęta zaś są waszemi siostrami.
— O Niebiosa! O cudzie! Bracie, chodźmy do nich.
Wyszli czem prędzej z pokoju, Degenfeld wyjaśnił całe to zdarzenie swoim przyjacielom, którzy nic poprzednio nie rozumieli. Radosne wzruszenia ogarnęło tych poczciwych ludzi.
— Co za zdarzenie! — krzyknął Turnerstick. — Ale pan, Matuzalemie, niesłusznie postąpiłeś, ukrywając to przed nami. Tak nas oszołomiłeś, że mogliśmy łatwo wpaść w omdlenie!
— Co to, to nie, — rzekł Godfryd. — Nie jestem zwolennikiem omdlewania. Ale ja również jestem niezadowolony z pana, stary Matuzalemie. Skoro wtajemniczyłeś mnie w historję złota, powinieneś był i w tę sprawę wtajemniczyć. Nie można tak dorosłego człowieka ciskać od jednego wzruszenia do drugiego! Serce to nie piłka, nieprawdaż, mijnheer?
— Tak — odparł grubas, który swoją czapeczką bezustannie tarł swoje drobne oczęta. — Posiadam serce, i to serce nie byle jakie, dobre, bardzo dobre. Radość mnie tak osłabiła, że muszę usiąść.
Zamierzał wykonać tę zapowiedź, atoli Matuzalem uprzedził go:
— Nie siadać, mijnheer! Nasza obecność będzie

111