Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sto Yen-gan-fu, gdzie z ziemi wypływa ciemna, źle pachnąca oliwa, która płonie w lampach i latarniach, dając światło lepsze i tańsze, niż zwykłe świece i lampy oliwne“. — —
Wkrótce po południu dojechano do małego sioła. Hoei-hoei oświadczył, że mieszka tu właśnie wraz z wielu innymi muzułmaninami.
Można to było poznać po smukłej, przewyższającej wierzchołki drzew, drewnianej wieży minaretu muzułmańskiego.
Matuzalem starał się tego dnia nie dopuścić do rozmowy między obu braćmi a hoei-hoei. Chciał im sprawić miłą niespodziankę.
Na lewo rzeka toczyła fale. W tem miejscu była szeroka i miała kształt jeziora. Na wodzie płynęły łodzie rybaków.
Na prawo ciągnęły się chaty i ogrody. Wioska sprawiała wrażenie bardzo czystej i zamożnej.
Tylko zapach unosił się niemiły. Pochodził z licznych ciemnych oleistych łodzi, obładowanych ciemnemi beczkami. Żawierały naftę, która stąd szła ku Kin-gan, lub Tszang-sza, aby stamtąd znów na wielkich dżonkach spławić się do Jang-tse-kiang.
Ów zapach nafty był pierwszą jaskółką osiedla stryja Daniela.
Hoei-hoei przeprosił kompanję, że nie może jej przyjąć na noc. Jego domostwo nie pomieściłoby tylu gości. Zapewnił ich, że w gospodzie znajdą dosyć miejsca, i że spędzą tam noc niezgorzej. Natomiast zaprosił do siebie na wieczerzę, którą można było

103