Żywności zabrano ze sobą tyle, te została jeszcze połowa. Niewiadomo było, poco się Matuzalem obarczał. Wogóle obejście jego wydawało się Godfrydowi zagadkowe. Skoro wyruszono w drogę, zapytał:
— Słuchaj pan, stary Matuzalemie, wygląda mi pan na meksykańskiego poszukiwacza złota. Od wczoraj przygląda mi się pan zbyt uważnie chińskiej przyrodzie. Czy mogę panu służyć obojem dla większej parady?
— Kpisz sobie, a jednak niebardzo mijasz się z prawdą. Na górze leży zakopany majątek naszego Ye-Kin-Li.
— Jezus Marja! I dopiero teraz opowiada pan?
— W jakim celu miałem rozgłaszać tę wiadomość? Trzeba zachować środki ostrożności. Ryszarda wtajemniczyłem jeszcze wczoraj, ale nie życzę sobie, aby chwilowo kto inny o tem wiedział, słyszysz? Nawet synowie Ye-Kin-Li! Staniemy u celu dziś jeszcze przed wieczorem. Noc spędzimy w najbliższej gospodzie.
— Aha, dlatego zabrał pan tyle żywności!
— Tak, dlatego. Ye-Kin-Li dał mi dokładny plan. Sądzę więc, że znajdziemy łatwo kryjówkę, a w niej — mam nadzieję — złoto.
— Czy naprawdę złoto?
— Sztaby złota i srebra, jakie dotychczas kursują w Chinach.
— Ile tego jest? — Bardzo wiele. Na europejskie pieniądze, około pół miljona franków.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/476
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
82