Czy zawsze będą nas tak żywić? Czy jutro rano również?
Tymczasem „tysiąconóg“ przebył już długą przestrzeń. Mijał właśnie wyspę, zwaną przez Chińczyków Lu-tsin, a przez Europejczyków z Kantonu — „rajem“, odgrywającą dużą rolę w podaniach i baśniach tego kraju.
Wkrótce po kolacji pasażerowie rozeszli się do kajut. Niebawem rozległy się poświsty i chrapanie mijnheera, niczem przedśmiertne jęki całej gromady konających.
Długo w noc czuwali obaj bracia, opowiadając sobie w małej kajucie smutne dzieje swego życia.
Najwcześniej obudzili się Matuzalem i Ryszard. Na pokładzie przywitał ich z najgłębszą czcią ho-tszang. Zaprowadził cudzoziemców do stołu, gdzie podano im wnet gorącej herbaty.
W nocy jeszcze dżonka wpłynęła na Pe-kiang, czyli „Rzekę Północy“, zwaną tak ze względu na swój prostolinijny niemal kierunek północno-południowy.
Podczas śniadania ukazał się wreszcie poborca i podatków. Zamierzał poprzednio jechać do Ing-te, ale teraz oświadczył, że musi wysiąść już tutaj, aby stąd udać się do Se-hoei. Nietrudno było się domyślić, że ambitny urzędnik nie czuje się w swej skórze na „tysiąconogu“ i że woli czekać na inną sposobność. Dobito zatem do lądu i wysadzono na brzeg kłaniającego się gorliwie urzędniczynę.
Co się tyczy Szeu-pi, właściwego komendanta
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/444
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
50