Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

paliła się latarnia. Zobaczyli też dżonkę z trzema niebieskiemi lampjonami na środku pokładu.
W świetle latarni siedzieli dwaj mężczyźni. Trzeci stał wpobliżu. Ujrzawszy przybyszów, zawołał:
Ho-ja, bo-ja! Hing ni-men lai?
„Ho-ja“ odpowiada okrzykowi; „ahoj“ europejskich marynarzy. Następne zdanie znaczy: „czy chcecie do nas?“
Tsze — Tak — odpowiedział Matuzalem.
Lai szang! — Wejdźcie!
Spuścił drabinę bambusową. Pasażerowie weszli na pokład. Degenfeld grzecznie przywitał się z hotszangiem i zapytał:
— Widzę, że nas pan oczekiwał. Przysłał nas oświecony ho-po-so. Przypuszczam, że trafiliśmy dobrze?
— Najwyżsi dobrodzieje są od tej chwili władcami i rozkazodawcami mojej dżonki oraz wszystkiego, co się na niej znajduje, — odpowiedział zapytany. — Polecono mi donieść, że okręt jest do rozporządzenia panów na całej długości rzeki. Wasze życzenia będą dla mnie rozkazami.
Usług tej miary nie spodziewał się Matuzalem. Jeden z siedzących na dywanie podniósł się i podszedł do gości.
— Jestem — przemówił, głęboko się kłaniając, — szeu-pi tego okrętu, i proszę mi podać swoje nazwiska, abym mógł panów przedstawić wszechpotężnemu yao-tszang-ti!
Był to więc kapitan, a towarzysz jego, który

43