Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

buntownika. Wysłał mnie, abym odszukał jego żonę i dzieci.
— Gdzie, gdzie mieszka? O, powiedz pan!
— W Niemczech, w mojej ojczyźnie.
— Panie, wiadomość ta jak gwiazdy rozświetliła mroki mego serca. Zwraca mi pan moją Cześć. Mogę twierdzić, że posiadam ojca. Nie będę się wstydził, kiedy mnie zapytają o przodków. Mój ojciec żyje. Nie może tu przybyć; więc pojadę do niego. Opuszczę Chiny i zrezygnuję ze wszystkich zaszczytów, które mnie tu oczekują, aby być przy tym, któremu zawdzięczam swoje życie, swoje istnienie.
Wypuścił ręce Matuzalema i padł na kolana. Złożył twarz w ręce i z radości i szczęścia głośno łkał.
Student miał łzy w oczach. Godfryd stroił rozmaite miny, aby się opanować, wreszcie wybuchnął gniewnie:
— I w tę poczciwą duszę omal kuli nie wpakowałem! O Godfrydzie, Godfrydzie, co za głupie gały wyłupiłeś! Jak mogłeś się nie poznać na synu swego Ye-Kin-Li!
Degenfeld położył Chińczykowi ręce na plecach i rzekł:
— Trzymaj się pan, mój drogi! Poczekaj pan jeszcze godzinkę, a dowiesz się o wszystkiem. Teraz czas nagli.
— Słusznie — odpowiedział mandaryn, podnosząc się. — Musimy się śpieszyć. Zamierzałem

40