Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czemu zawdzięczam zaszczyt tak wysokich odwiedzin?
Nie była to jeszcze uprzejmość, jakiej mógł się spodziewać Matuzalem. Odpowiedział dosyć ostro:
— Pan jest pang-tszok-kuan tego domu?
— Tak.
— Czy obecni są tu także inni wyżsi urzędnicy?
— Nie.
— Umieszczono tu dzisiaj dwóch lamów wraz z tłumaczem?
— Nie. Ludzie, o których pan mówi, nie są lamami. Jeden jest Holendrem, drugi Niemcem, a trzeci Chińczykiem.
— Skąd pan wie?
— Przekonałem się. Sprowadziłem z Sza-mien tłumacza, który dokładnie to wybadał.
— Czy rozmawiał z nimi?
— Nie. Nie zdradziliby się tak łatwo. Podsłuchiwał za drzwiami.
— Tu oni siedzą? — wskazał na najbliższe drzwi boczne.
— Tak — potwierdził mandaryn.
— Otwórz pan! Chcę z nimi pomówić.
Lecz pang-tszok-kuan obejrzał go badawczo i rzekł:
— Temu życzeniu nie mogę być powolny.
— Życzeniu? O życzeniu niema tu mowy. Rozkazuję.

28