zaleca mi wymówić wam dom. Szanuję jednak prawa gościnności i zbyt wiele wam zawdzięczam, aby opuścić was w niebezpieczeństwie.
— Czy niebezpieczeństwo naprawdę jest tak wielkie?
— Bardzo nawet. Pańscy przyjaciele mają przeciwko sobie nietylko prawo, ale także gniew kapłanów i ludu. Oby przynajmniej doszli do więzienia!
— W takim razie tchórzostwem jest wydawać ich teraz na sztych. Muszę do nich pośpieszyć!
— Nie. Zgubi pan i siebie I mnie. Aby ich uratować, musimy się zaprzeć jakichkolwiek łączności z nimi. Przez wdzięczność dla pana — wrócę do świątyni. Nikogo to nie zdziwi, mam bowiem prawo uczestniczyć w orszaku, gdyż ja odkryłem świętokradców. Spodziewam się, że pańscy towarzysze będą rozsądni i nie skompromitują mnie wobec orszaku.
— Przypuszczam. Liang-ssi uprzedził ich, aby nie przyznawali się, że są z nami w komitywie.
— Pozwól pan spokojnie zanieść się do domu! Postaram się w każdym razie ustrzec ich przed gniewem ludu. Przypuszczam, że później uda nam się ich wyzwolić.
Student musiał mu przyznać rację. Wsiadł wraz z Godfrydem i Ryszardem do palankinów. Kulisowie pomknęli naprzód. Tong-tszi zaś kazał się zawieść zpowrotem do świątyni. Muzykanci i tłum przepuścili go wśród służalczych pokłonów.
Z zadowoleniem przekonał się, że wrota świątyni są jeszcze zamknięte. Widział w tem nieomylne
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/382
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
136