Strona:PL May - Matuzalem.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oei, seldrement! — Ojej, sakramencie! — zawołał mijnheer, obłapując dotknięte miejsca.
Kapitanowi dostał się również tęgi cios.
— Do piorunów! — krzyknął w odpowiedzi. — Miej się na baczności, hultaju!
Teraz dopiero powstała wrzawa. Zdemaskowano fałszywych bogów, wykryto straszne bluźnierstwo. — Otoczono nieszczęsnych ciasnem kołem.
Rechtvaardige Hemel! Dat God verhoede! — Sprawiedliwe niebiosa! Chroń nas, Boże! — krzyczał mijnheer, staczając się z postumentu, aby się schronić za plecami kapitana.
Ten zaś w obliczu niebezpieczeństwa zapomniał o strachu. Skoczył na nogi, wyciągnął ściśnięte pięści i krzyczał:
— Cofnijcieng sięg Chińczyking! Nieng pozwolęg sięg dotknącing! Czyng znacieng boksang? Czyng chcecieng poczucing siłęg pięścing kapitanang Turnerstickang?
Chińczycy cofnęli się o kilka kroków. W tej oto dramatycznej chwili Matuzalem przywarł okiem do kraty. Na postumencie stał kapitan w groźnej postawie, otoczony licznymi napastnikami. Matuzalem trafnie ocenił niebezpieczeństwo.
Turnerstick skorzystał z cofnięcia się Chińczyków i palnął mówkę, w której ostrzegał ich przed następstwami ich wrogich zamiarów.
— Co za nieostrożność! — szepnął Matuzalem. Nie wiem, czy będzie ich można uratować. Muszę jednak śpieszyć im z wyręką!

117