stanął przed bocznym ołtarzykiem, zdjął jedną z żarzących się trociczek kadzidlanych i wróciwszy do bożków, podsunął ją grubasowi pod nos.
Grubas z całej mocy usiłował oprzeć się ostremu, aczkolwiek dosyć przyjemnemu zapachowi trociczki, — bez powodzenia.
Dym napełnił mu nozdrza i...
— A — a — a — a — psik! — wyrwało mu się gwałtownie, niczem z wulkanu.
— Thian-na, nguot-tik! — O niebiosa, o cudzie! — rozległo się wokoło.
Młody urzędnik powtórzył swe doświadczenie na Turnersticku. Dzielny kapitan ścisnął zęby i postanowił w żadnym wypadku nie kichać. Atoli niedługo mógł się opierać. Wybuch był tem gwałtowniejszy.
— Thian-na! Nguot-tik! — zawołali Chińczycy.
Turnerstick nosił ubiór mandaryna, więc przyjęto go za boga-wojownika. Mijnheer natomiast uszedł za boga z obcego, dotychczas nieznanego nieba. Kichanie ich było cudem, ale także dowodem, że kadzidło przypada im do gustu. Ta-sse myślał już o sławie, jaka stanie się udziałem świątyni, i w duchu obliczał zyski, które przyniesie mu świeży cud. Aliści młody mandaryn rozwiał jego nadzieje:
— T’a-men put thian-tse, t’a-men ti-jin! — To nie są niebianie, lecz zwykli ludzie!
Mówiąc to, wyjął grubasowi parasol i zaczął kłuć nim tłuste ciało Holendra.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/362
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
116