Strona:PL May - Matuzalem.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Obaj kulisowie zrozumieli, że lepiej dobrowolnie wszystko wyznać.
— Wysoki i potężny pan może pytać, a my niegodni będziemy odpowiadać.
— Skradliście bogi ze świątyni?
— Tak.
— Wing-kan namówił was i opłacił?
— Tak jest. Gdyby nas nie kusił, nigdybyśmy tego nie zrobili, jesteśmy bowiem uczciwymi ludźmi i czcimy głęboko bogów.
— Czy mówił wam, w jakim celu kradnie bogów? Zastanówcie się, cuchnące szczury, że kara będzie dwakroć surowsza, jeśli się okaże, że pomagaliście mu w celu zgubienia innych ludzi!
Złodzieje doskonale zrozumieli słuszność jego słów. Zmiarkowali też, czego od nich żąda. Dlatego odpowiedział starszy:
— Chciał mieć bożków w swoim domu, aby się do nich modlić. Przynieśliśmy mu posążki, ale po drodze po tysiąckroć błagaliśmy o wybaczenie i ślubowaliśmy odnieść bóstwa zpowrotem.
— Czy uczynilibyście to z pewnością?
— O, tak. Mieliśmy zamiar uczynić to jutro.
— Wasze szczęście, żeście się z bogami obchodzili pobożnie. Ta okoliczność złagodzi wyrok. A więc zanieślicie bogi do jego ogrodu?
— Tak jest, protoplasto czcigodnych.
— Ale jak to się stało, że znaleziono je zakopane, a was w pętach?
— Nie wiemy. Ledwośmy przeleźli przez mur,

78