— Byłbyś zgubiony, nawet gdybyś nie wiedział, gdyż znaleziono bogi w twoim domu. Zresztą, nikt ci nie winien. Kazałeś bożków ukraść!
— Nie, nie, ukradł je Hu-tsin i kazał tu zakopać, aby mnie zgubić!
Matuzalem postanowił zapobiec wplątaniu niewinnego Hu-tsina w sprawę świętokradztwa.
— Nie znasz — zapytał Wing-kana — tych dwóch spętanych ludzi?
— Nie.
— Czyś nigdy z nimi nie rozmawiał?
— Nigdy!
— Czyś wychodził dzisiaj z domu?
— Też nie.
— To kłamstwo! Byłeś w Sza-mien za gospodą Portugalczyka!
— Myli się pan, szlachetny starcze!
— Nie mylę się, ponieważ stałem niedaleko muru i słyszałem twoją rozmowę ze starszym z tych obu ludzi. Ukradli posągi dla ciebie. Pieniądze, które im za to dałeś, znajdują się jeszcze prawdopodobnie w ich kieszeniach. Szlachetny i potężny tong-tszi niech każe ich zrewidować, a przekona się, że mówię prawdę!
Mandaryn ujął Matuzalema pod ramię, odciągnął go na stronę i zapytał szeptem:
— Panie, czy naprawdę słyszałeś tę rozmowę?
— Tak.
— I poznaje ich pan dokładnie?
— Dokładnie.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/322
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
76