Strona:PL May - Matuzalem.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dewszystkiem sprowadź swoją niegodną, cuchnącą rodzinę.
Dwaj policjanci uchwycili go za warkocz i wypchnęli za drzwi. Mandaryn udał się przy blasku lampjonów do ogrodu, dokąd też towarzyszył mu cały orszak.
Niebawem policjanci przyprowadzili jubilera, jego żonę, dzieci i służbę. Stanął, schylony w głębokim ukłonie; domownicy rzucili się na kolana przed dostojnikiem, który odezwał się tonem surowym do Hu-tsina:
— Czy wiesz, w jakim celu przybyliśmy?
— Moja głęboka nikczemność nie potrafi się domyślić, dlaczego wasza jasność raczyła oświecić mój podły dom, — odpowiedział zapytany.
— Łżesz! Czyż nie stałeś pode drzwiami, kiedyśmy nadeszli?
— Słyszałem odgłosy zbiegowiska na ulicy i chciałem wyjrzeć. Wówczas zjawiła się wasza najwyższa sprawiedliwość.
— Tak, moja najwyższa sprawiedliwość! Słusznieś powiedział. Właśnie ta sprawiedliwość da ci się we znaki. Czy nie wiesz, z jakiego powodu zebrał się tłum na ulicy?
— Z powodu kradzieży obu bogów.
— Skąd wiesz o tem?
— Słyszałem oznajmienie wartownika.
— Kłamiesz! Wiedziałeś o tem wówczas jeszcze, kiedy nikt nie wiedział, gdyż ty jesteś owym świętokradcą.

67