Strona:PL May - Matuzalem.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Opowiadam tylko to, co na własne oczy widziałem.
— A co później?
— Zastanowiłem się. Musiało to być coś występnego, skoro odbywało się tak skrycie. Czyż miałem zadenuncjować tak rzetelnego Hu-tsina, i samemu wystawić się na niebezpieczeństwo? Nie wiedziałem, co czynić, więc udałem się po radę do drugiego sąsiada. Opowiedziałem mu wszystko. Naraz usłyszeliśmy, że skradziono dwa bogi, pojąłem więc, co to były za posążki. Zrozumiałem, że muszę to zameldować. I sąsiad także mi radził udać się do waszej wspaniałości.
Mandaryn, głęboko wzburzony, chodził z kąta w kąt i wołał:
— Hu-tsin, Hu-tsin! Czyżbym się tak pomylił co do niego! Człowieku, mówisz prawdę?
— Niech wasza wspaniałość każe mnie wybatożyć na śmierć, jeśli skłamałem choć jedno słówko!
— Owszem, uczynię to, możesz być pewny. Czy zauważyłeś miejsce, gdzie zakopano bożków?
— Bardzo dokładnie.
— Natychmiast pójdziesz ze mną do Hu-tsina. Ale biada ci, jeśli cię złapię na kłamstwie!
Wing-kang ukłonił się nisko i odpowiedział tonem pewności:
— Moje sumienie jest czyste, moje serce prawe. Moja dusza przeciwstawia się temu, abym to ja

64