— Jak? Zachowując się dokładnie tak, jak panu poprzednio mówiłem. Teraz musimy się rozstać. Mandaryn nie powinien wiedzieć, żeśmy tutaj byli.
— Okaż pan swemu niewolnikowi łaskę i przyjdź jutro!
— Chętnie. Jutro możemy do pana przyjść. Teraz musimy się oczyścić. Czy nie znajdziemy u pana jakiegoś ustronia, gdziebyśmy mogli przywrócić do ładu naszą odzież?
— Chodźcie panowie za mną.
— Niech pan nie zostawia narzędzi!
Hu-tsin zaprowadził ich za przepierzenie i przyniósł szczotkę i latarnię. Oczyścili ubrania z piasku, który ich mógł łatwo zdradzić. Poczem pożegnali się i wrócili do ogrodu mandaryna.
Godfryd, jako służący, stanął u furtki, a Degenfeld zaczął spacerować po alejach. Niebawem jednak przyszedł po niego sam tong-tszi, który zaraz po powrocie pośpieszył przywitać się z Degenfeldem.
— A teraz — rzekł po wymianie pierwszych grzeczności — muszę pana prosić, abyś spełnił jedno moje życzenie.
— Jakie?
— Nikt nie powinien wiedzieć, w jakich okolicznościach znalazł mnie pan, i że byłeś moim zbawcą. Opowiedziałem to jednak żonie. Pragnie was zobaczyć i z całego serca podziękować. Czy mogę was do niej zaprowadzić?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/300
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
54