Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To ułatwia zadanie. Czy zechce pan pokazać nam swój ogród, ale tak, aby nikt tego nie widział.
— Pójdziemy tu obok. Wyjrzymy przez okno.
Zaprowadził ich do sąsiedniego pokoju o trzech oknach, zaopatrzonych w gazy, zamiast szyb. Uchylił jednej z tych zasłon i pokazał obu przybyszom ogród.
Był mały i prawdziwie chiński. Karłowate drzewka, kwitnące krzewy, bukszpany. Z prawej strony ciągnął się podobny ogródek sąsiada, oddzielony dosyć niskim murem.
Z lewej strony znajdował się znacznie obszerniejszy ogród mandaryna. Za tym ogrodem widać było wąską ścieżkę. Była to zapewne droga, którą zamierzał przybyć zbir.
— Cudownie! — rzekł Matuzalem. — Położenie ogrodów jest bardzo dogodne dla naszych planów. Przesadzimy mur mandaryna i znajdziemy się na pańskiej glebie. Reszta pójdzie równie gładko.
— A więc mogę stanowczo liczyć na waszą pomoc? Kiedy przybędziecie?
— Z początkiem siüt-szi, skoro tylko się ściemni o tyle, że nikt nie spostrzeże naszych manewrów.
— Czy przyprowadzi pan swoich dostojnych towarzyszów?
— Nie. Im mniej ludzi będzie wiedziało o tem, tem lepiej.
— Ale jeśli będą nam potrzebni? Jeśli sami sobie

43