Strona:PL May - Matuzalem.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tan. — Czy oszalał pan? Chińczycy za nic w świecie nie wrócą!
— Tak i ja sądzę. Ale nie zapytamy o ich zdanie.
— Do pioruna! Pojmuję! Master Matuzalem, co za przygoda! Nic podobnego jeszcze się nigdy nie zdarzyło.
— Tam lepiej! Chętnie daję innym przykład. A zatem, ile rąk potrzebuje pan, aby objąć komendę nad Królową Wód!
— Zobaczymy.
Cichaczem otworzył drzwi, wyszedł i obejrzał się dookoła. Przenikliwem spojrzeniem wilka morskiego rozpoznał w mroku strażnika, który spał w postawie siedzącej pod wielkim masztem. Obejrzał badawczem okiem okręt, morze, ocenił wiatr, poczem wrócił do kajuty i oświadczył:
— Wiatr lądowy i odpływ; przy takim ekwipunku nic nie da się zrobić.
— Czy naprawdę nic?
— Tak. Najwyżej można opuścić żagle, ale wówczas odpływ będzie unosił nas coraz dalej.
— Czy może pan Królowę Wód przynajmniej odwrócić?
— Wprawdzie dżonka jest w swoim rodzaju dobrze zbudowana, ale nie wiem, czy nam się uda. Spróbuję. Jeśli ja sam obejmę ster, to mogę ją zatrzymać. W takim razie poczekamy na jutrzejszy wiatr od morza i na przypływ. Wtedy będziemy mogli wrócić do Hong-Kongu.

69