Strona:PL May - Matuzalem.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ty Godfrydzie?
— No, jeśli pan mnie pyta, to tylko mogę nad panem ubolewać. Garść Chińczyków nie zdoła mnie chyba wyprowadzić z równowagi. Tak ich rozdmucham obojem, że pofruną na wszystkie strony.
— Pięknie! A pan, kapitanie?
— Mnie pan pyta? Mogę panu tylko tyle powiedzieć, że jestem marynarzem, który zdobył sobie sławę w ogniu niebezpieczeństw i przeciwności.
— Dobrze, a więc jesteśmy w zgodzie. Co teraj czynić? Gdzie śpią marynarze?
— Na dole przy armatach — odpowiedział Chińczyk, do którego pytanie było skierowane.
— Czy zawsze tam sypiają?
— Tak.
— A więc inaczej niż na innych okrętach. Trzej wartownicy i strażnik na pokładzie — a reszta na dole. Nadzwyczajne gospodarstwo, zwłaszcza u piratów! Gdzie śpi kapitan?
— Zwykle tu obok — odparł Chińczyk. — Dziś jednak obawiał się waszej broni. Kule mogą przebić cienką ściankę. Wraz z właścicielem okrętu i kapłanem znajduje się w tylnej kajucie.
— Dobrze. Powiedz mi pan jeszcze, jak pana nazywać. Nie wymienił pan swego nazwiska.
— Moje imię tytułowe brzmi Liang-ssi. Oznacza to „dobre interesy“ i pozwala wnosić o zdolnościach komercjalnych, ale bynajmniej nie o wojennych cnotach.
— Mnie — rzekł student — może pan roz-

67