Strona:PL May - Matuzalem.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niezmiernie miła, tak ucieszyło poczciwca, że twarz jego promieniała.
Matuzalem wrócił myślą do całej grozy sytuacji. Odważył się otworzyć drzwi i wyjść. Kiedy wrócił i zamknął je za sobą, oznajmił:
— Istotnie, nikogo nie widać. Niezwykle lekkomyślni ludzie! Czyż tak są pewni swego, iż wcale na nas nie zwracają uwagi?
— Tak jest — odpowiedział Chińczyk. — Jesteśmy na pełnem morzu, nie zdołamy więc umknąć z okrętu.
— Ale oni też nie! Jak liczna jest załoga?
— Przeszło sześćdziesiąt osób.
— Nie widziałem tylu!
— Ukrywali się.
— A jak są uzbrojeni?
— Według waszych pojęć bardzo źle, ale według naszych — doskonale. Zauważył już pan, że mają zapas garnków cuchnących. Poza tem są tu armaty.
— Nie przypuszczaliśmy.
— Ukryto je w skrzyniach, stojących na dole. Skoro świt, zostaną umieszczone na pokładzie. Wówczas dopiero Królowa Wód ukaże się jako dżonka korsarska.
— A więc wyjechała teraz na rozbój?
— Tak. Z początku mają was usunąć, następnie ho-tszang zamierza urządzić nagonkę na statki handlowe. Cały połów oddaje się następnie hui-tszu, wyższemu bractwa.

64