Strona:PL May - Matuzalem.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ka? Siedem, albowiem ósmą część on sam, kapłan, zjadł pod osłoną mroku. Stracił pewność siebie.
Na główne pytania otrzymał już odpowiedź. Zkolei pozwolono majtkom pytać. Przesądni marynarze przystępowali do tego w wielkiem namaszczeniu. Nic bardziej miłego dla oficerów, którzy w ten sposób zyskiwali władzę nad tymi skądinąd nieposłusznymi, hardymi ludźmi.
Duch i teraz dawał tak doskonałe odpowiedzi, że kapłan prosił go, aby raczył wypić jeszcze jeden haust. Skoro tylko zaległa ciemność, szantażysta podkradł się, aby uchwycić dzban i wyręczyć ducha, a że się przeraził, gdy ręka namacała pustkę na miejscu, gdzie przed chwilą stał dzban. Omal nie krzyknął. Więc naprawdę istniał duch, który zjadł placek i pił sam-chu? Co za triumf, jeśli go zdoła pokazać zebranym! Co za widok — dzban unoszący się w powietrzu! Natychmiast więc rozkazał odsłonić lampjony. Skoro się to stało... dzban stał na miejscu, ale całkowicie wypróżniony. Duch musiał być niemniej spragniony, niż głodny. Kapłan stroił miny, jakich żadne słowa nie oddadzą. Ryszard Stein, który siedział obok mijnheera, zapytał:
— Co o tem myśleć? Naprawdę słyszałem, jak pił.
— Taaak? — uśmiechnął się grubas. — Nie mogę wierzyć!
— A jednak! Słyszałem, jak chlipał, jakgdyby się śpieszył.
— Zatem miał duże pragnienie!

15