Strona:PL May - Matuzalem.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Weng-kuan, Wau-kuan. To taka tszu-weng-wau-kuanerja, że człowiekowi uszy opadają!
— Wymawia pan te słowa bardzo źle.
— To z powodu rozmaitości przeklętych kuanów. Powiedz mi pan wyraźnie, kim ja jestem! To już sobie zapamiętam.
Wu-kuan!
— Wu, wu, wu, wu-kuan! Zachowam w mózgownicy to wu, bylebym tylko nie zapomniał kuanu. Jakaż to kiepska chińszczyzna! Brak właściwej końcówki; powinno dojść „ng“, a więc wung-kuang. Oto dobra wymowa! Czy nie ma pan przy sobie ołówka?
— Owszem. Proszę.
— Dziękuję! Na wszelki wypadek zapiszę sobie wu-kuan, i to na wachlarzu, aby mieć zawsze przed oczami. Jeśli nie odrazu sobie przypomnę, to rozwinę wachlarz i wywachluję moją wojskową szarżę. Świetny pomysł! Właściwie tak powinno się notować każde słowo chińskie, które łatwo zapomnieć.
— Jak wielki musiałby być pański wachlarz?
— Jak wielki? A, chce pan ze mnie kpinki stroić? Przypuszczam, że moja głowa jeszcze tyle mieści, co pana!
— O wiele więcej. Dowodzi tego warkocz pana. Jak się warkocz nazywa po chińsku?
— W każdym razie warkoczyng lub warkoczong.

108