nosi 10 f. szterlingów tygodniowo, na wyczeskach bawełny 10%“. W pewnej manchesterskiej przędzalni, wyrabiającej przędzę cienką, „przyśpieszenie biegu maszyn i wprowadzenie różnych procesów automatycznych [selfacting] zmniejszyło personel robotniczy w jednym oddziale fabryki o czwartą część, w drugim o połowę z górą, podczas gdy ustawienie czesarki na miejsce drugiej zgrzeblarki bardzo zmniejszyło liczbę rąk roboczych, zatrudnionych przedtem w zgrzebłami“. Inna przędzalnia ocenia ogólną redukcję „rąk“ na 10%. Panowie Gilmore, przędzalnicy manchesterscy, oświadczają: „Oceniamy na niemniej niż ⅓ oszczędność na rękach roboczych i na płacach, dzięki nowym maszynom w oddziale czyszczenia bawełny“. W dwóch innych czynnościach przygotowawczych „zaoszczędziliśmy ⅓ kosztu i rąk roboczych, w przędzalni około ⅓ kosztu. Lecz to nie wszystko jeszcze. Przędza, którą obecnie dajemy tkaczom, jest dzięki nowym maszynom o tyle lepsza od dawnej, że tkacze wytwarzają z niej tkaninę lepszą i w większej ilości, niż z dawnej przędzy maszynowej“[1]. Inspektor fabryczny A. Redgrave czyni tu następującą uwagę: „Zmniejszenie liczby robotników przy wzmożeniu produkcji czyni szybkie postępy. W fabrykach wyrobów wełnianych zaczęła się niedawno nowa — redukcja robotników, która trwa nadal. W tych dniach mówił mi pewien nauczyciel ludowy, mieszkający pod Rochdale, że ogromne zmniejszenie liczby uczennic przypisać należy nietylko kryzysowi, lecz również ulepszeniom maszyn w fabryce wyrobów wełnianych, która dzięki temu zwolniła około 70 dziewczyn „półdniówkowych“ [halftimers]“[2].
Tablica poniższa ilustruje ogólne wyniki ulepszeń mecha-
- ↑ „Reports ot insp. of fact. for 31st october 1863“, sir. 108 i nast.
- ↑ Tamże, str. 109. Szybkie ulepszanie maszyn podczas kryzysu bawełnianego pozwoliło angielskim fabrykantom, natychmiast po zakończeniu amerykańskiej wojny domowej, w oka mgnieniu znów zalać rynek światowy. Tuż w drugiem półroczu r. 1866 zbyt tkanin był prawie uniemożliwiony. Zaczęło się więc wysyłanie towaru do Chin i do Indyj, co naturalnie jeszcze spotęgowało „glut“ [przepełnienie rynku]. Na początku roku 1867 fabrykanci chwycili się swego zwykłego środka ratunkowego, zniżki płac o 5%. Robotnicy sprzeciwili cię temu i oświadczyli, zasadniczo zupełnie słusznie, że jedynym środkiem zaradczym jest redukcja pracy do 4 dni w tygodniu. Po dość długim oporze panowie, mianujący sami siebie kapitanami przemysłu, musieli przystać na to. gdzieniegdzie ze zniżką płac o 5%, a gdzieniegdzie bez tej zniżki.