Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
253
──────


trzebujemy się wstydzić słów naszych i dla tego nikt nam nie przeszkadza.
Jadwinia posłuszna, zdjęła kapelusz i umieściła go napowrót w pudełku. To przebłagało starą pannę, która dodała dobrotliwie:
— Lucyna przygotowała kawę i dla pani, a przytem jest sposobność poznania uczciwego towarzystwa. Nie wyłączamy z niego naszych lokatorek.
Jadwinia nie miała czasu odpowiedziéć. Dzwonek odezwał się w przedpokoju. Lucyna wybiegła na przyjęcie gości, a w przeciągu kwadransa w saloniku zebrało się siedem kobiet. Wszystkie były niemłode, skromnie bardzo ubrane w czarne lub ciemne wełniane suknie. Moda, strój, wykwint, były to rzeczy, nieistniejące dla zebranego tu towarzystwa, jak nie istniały: książki, teatr, sztuki piękne, ruch umysłowy itp.
Wielkie miasta mają to do siebie, że każda jednostka dobrać sobie może jednostki odpowiednie, wytwarzają się więc warstwy i warstewki, kółka i kółeczka, połączone ze sobą podobnemi przywyknieniami. Goście panien Obrańskich były to stare panny lub wdowy, ubogie po większéj części. Dwie panny Burskie utrzymywały się z robót. Na wiosnę szyły kapelusze słomkowe, na jesień pikowały na maszynie lub brały różne roboty. Miały także maszynę do pończoch i przy pomocy tych rozmaitych