Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
254
──────


zajęć, potrafiły zapewnić sobie byt, a nawet zdobyły kapitał, reprezentowany przez maszyny.
Podobno pochodziły z zamożnéj rodziny, ale o tém przy ciągłéj pracy zapomniały już oddawna. Obie szczupłe, drobne, energiczne, podobne do siebie, nosiły na twarzy ślady troski nieustającéj. Nie odebrały wykształcenia, albo téż ślady jego zatarły się przy codziennéj, kilkunastogodzinnéj mechanicznéj pracy. Miały téż rodzaj pogardy dla tego wszystkiego, co nie daje doraźnego zysku; jeśli bowiem potrafiły utrzymać się na powierzchni i walczyć z nędzą skutecznie, działo się to za sprawą niezmordowanéj zabiegliwości. Problemat bytu absorbował je; wcale nie miały czasu myśléć o czém inném. Oszczędność téż ich przechodziła pojęcie. Wiedziały wybornie, kiedy i co najtaniéj kupować można i nie leniły się dla jednego grosza biedz na drugi koniec miasta, chociaż rozumiały wartość czasu.
Niedzielna kawa stanowiła ich jedyną przyjemność i zbytek jedyny. Były jednakże czasy, gdy i tego odmówić sobie musiały; wówczas grubsze fałdy zbierały się na ich czołach. Życie, jakie wiodły, urobiło je stosownie: z twarzy zniknęły miękkie odcienie; były to twarze spracowane, żółte pomarszczone, z przebiegłemi oczyma, z których wyzierał niepokój, chęć zysku i obawa jutra.
Po nich nadeszła pani Sieleszowa, wdowa po urzędniku, mająca tak szczupłą emeryturę, że broniła