Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
165
──────


sposób zapewniał bez słów starego kawalera, że jest jego sprzymierzeńcem.
— Przed Czerczą cofnąć się musiałem — mówił daléj pan Melchior — ale dziś...
— Moja siostra — zaczął znów Stanisław.
— Rozumiem — przerwał stary kawaler, który w tym razie okazał się bardzo domyślnym, — Widziałem ją. Mówić jéj teraz o małżeństwie niepodobna. Niech wprzód przeboleje, zapomni, odżyje, pozna prawdziwe przywiązanie...
Umilkł. Był widocznie wzruszony.
— Interesa — dodał po chwili — zwłoki nie cierpią... Jakaż wam suma potrzebna?
Stanisław znalazł się w dziwném położeniu. Trudno mu było opowiadać staremu kawalerowi o tém, co zaszło. Lękał się obudzić podejrzenia. Gdy tu szedł, nie myślał go wyzyskiwać; kiedy jednak ten ofiarował mu sam swą pomoc — czyż nie mógł z tego skorzystać? Jak każdy prawie syn bogatych rodziców, nie potrzebujący się rachować, Stanisław miał pełno bieżących rachunków, małych długów i zobowiązań, które dziś straszliwie obarczały jego budżet.
Ostatecznie o cóż szło? Jeśli Melchior ożeni się Marcelą, to nie będzie wiedział, kto zapłacił długi Sawińskich. Jeśli się zaś nie ożeni... w takim razie... Tu otwierały się Stanisławowi rozmaite widoki, a w każdym razie spłacenie Melchiora nie mogło być rzeczą trudną...