Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
142
──────


w niektórych razach niezbędnym, zapewniały mu stanowisko.
Skoro prezes i Czercza zostali sami, po pierwszém powitaniu zmierzyli się wzajem baczném okiem. Każdy z nich miał przed sobą cyfrę niewiadomą, jaką była dla niego osobistość drugiego i starał się ją z góry odgadnąć; każdy chciał zbadać przeciwnika, sam pozostając niezbadanym. Prezes wiedział, a Czercza czuł, że rozmowa pomiędzy nimi będzie ważną i stanowczą, iż zrobi ona z nich sprzymierzeńców, albo wrogów.
— Pan prezes chciał się ze mną widziéć? — wyrzekł Czercza, zamykając się szczelnie w urzędowéj etykiecie.
— Tak, miałem niektóre interesa i rachunki z Sawińskim, chciałbym załatwić je przez pana.
Czercza chciał zaprotestować, powiedziéć, iż węzły łączące go z tą rodziną, zerwane zostały, ale prezes i nie dał mu przyjść dosłowna.
— Wiem, wiem — dodał pospiesznie — chcesz mi pan przedstawić, iż właściwiéj uczynię, udając się do jego syna, ale interes mój tyczy się wszystkich spadkobierców; zresztą jest to rzecz bardzo prosta. Z rachunków, jakie miałem z nieodżałowanym nieboszczykiem, zostałem mu winien około dwunastu tysięcy rubli.