strukcyja zamachu stanu zmienia się w jego przedstawieniu w historyczną obronę bohatera zamachu. W ten sposob popełnia on błąd wspólny naszym objektywnym historykom. Co do mnie zaś, to w historyi niniejszej wykazuję,
jak dzięki t. zw. walce klas wytworzone z stały wśród społeczeństwa francuskiego odpowiedne okoliczności i stosunki,
które pozwoliły osobistości miernej i dziwacznej odegrać
rolę bohatera.
Przeróbka niniejszego dziełka pozbawiłaby je oryginalnego kolorytu. Poprzestałem więc tylko na poprawkach omyłek i wykreśleniu niezrozumiałych już dzisiaj alluzyj. Zdanie, którem zakończyłem broszurę: „Lecz skoro płaszcz cesarski spadnie nareszcie na plecy Ludwika Bonaparte, wówczas spiżowy posąg Napoleona (I) runie z wysokości kolumny Vendóme“, już się sprawdziło.
Pułkownik Charras w dziele swem o kampanii 1815 r. pierwszy rozpoczął atak na kult napoleoński. Od tego czasu — w ostatnich zwłaszcza latach — literatura francuska dobiła
napoleońską legendę orężem historyi, krytyki, satyry i dowcipu. Poza granicami Francyi mało zwracano uwagi na
to gwałtowne zerwanie z dotychczasową wiarą narodu, na
tę potężną duchową rewolucyję, lecz mniej jeszcze rozumiano owe przejawy. Spodziewam się nareszcie, że moje pismo
przyczyni się do usunięcia utartego dzisiaj — szczególniej
w Niemczech — szkolnego frazesu o cezaryzmie. Powtarzając tę powierzch wną analogiję historyczną, zapomina się o rzeczy głównej, o tem mianowicie, że w starym Rzymie walka klas toczyła się tylko w łonie uprzywilejowanej mniejszości, jako walka między wolnymi bogaczami i wolnym plebsem: olbrzymia, produkcyjna masa ludności niewolniczej stanowiła tylko bierny piedestał, na którym poruszali się walczący. Przypominam tutaj pełne znaczenia słowa Sismondi’ego: „proletaryjat rzymski żył kosztem społeczeństwa, teraźniejsze zaś społeczeństwo żyje kosztem proletaryjatu.“ Wobec zupełnie odmiennych materyjalnych, ekonomicznych warunków dzisiejszej walki klasowej a tej, która toczyła się niegdyś w starożytności, — polityczne wytwory rozmaitych epok historycznych mają chyba tyle tylko ze sobą wspólnego, co arcybiskup C nterbury z arcykapłanem Samuelem.