Przejdź do zawartości

Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był tak potężny, że omal mi nie skręciło kręgów. I conajmniej przez tydzień jeszcze potem słyszałem, jak trzeszczały mi kości przy każdem poruszeniu. Nigdy nie poznała swego błędu. Spoczątku słysząc ode mnie to umówione pozdrowienie telefoniczne, dziwiła się, a nawet złościła. Potem przyszło jej do głowy, że wymyśliłem ten wyraz, by uczcić i uwiecznić pamięć ukochanej, i że to było jej pieszczotliwą nazwą. Oczywiście, nie było to prawdą — ale naogół mniej więcej się z nią pokrywało.
Dwa i pół tygodnia spędziliśmy przy kołysce naszego maleństwa i nie wiedzieliśmy o niczem, co się działo poza ścianami dziecinnego pokoju. Ostatecznie byliśmy wynagrodzeni — nasz skarb zaczął powoli powracać do zdrowia. Cośmy wtedy czuli? Radość? Wdzięczność?
Wszystkie słowa były zbyt ubogie, by wyrazić to uczucie. Każdy je zna, kto wyrywał swe dziecię z krainy cieni i widział, jak życie doń powraca i uśmiech radości zaigra na ukochanym buziaku.
W jednej chwili powróciliśmy do rzeczywistości. I natychmiast przeczytaliśmy nawzajem w naszych oczach jedną i tę samą myśl: dwa tygodnie minęły od odejścia naszego okrętu, dotąd jednak nie powrócił!
W następnej chwili już byłem przy swej eskorcie. Z ich twarzy widziałem, jak straszliwy przeżywali niepokój. W ich otoczeniu ruszyłem na wzgórze, by rozejrzeć się po morzu. Gdzie się podział mój olbrzymi handlowy okręt, olśniewający pięknem swych białych, rozwiniętych żagli?
Znikł. Ani żagla, ani dymu, od końca do końca jak okiem sięgnąć — pustka i martwota bezludna w tem królestwie wiatru i ruchu. Szybko zawróciłem, nic nikomu nie mówiąc. Opowiedziałem tylko Sandy o smutnej nowinie. Nie przychodziło nam do głowy żadne wytłu-