Przejdź do zawartości

Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tę od ceny rynkowej, zostałem obsypany podziękowaniami właścicieli. Tranzakcja została zawarta w najbardziej odpowiedniej chwili, gdyż kościół miał właśnie przysłać nadzorcę podatkowego, który tytułem podatku odebrałby wszystkie świnie, pozostawiwszy w ten sposób właścicieli bez świń, a Sandy bez księżniczek. Teraz zaś wszystkie podatki zostaną pokryte i coś niecoś jeszcze zostanie. Jeden ze świniopasów miał dziesięcioro dzieci. Opowiedział mi, że ubiegłego roku, gdy pater kazał zabrać najlepsze świnie ze stada, cierpliwość jego żony się wyczerpała i kobieta, podając mu dziecko, krzyknęła: „Nielitościwe zwierzę! Pocóż zostawiasz mi dziecko, jeżeli zabierasz wszystko, czembym je mogła wyżywić?“
Odesławszy trzech pastuchów, otworzyłem drzwi chlewu i zawołałem Sandy. Ta jak wicher werwała się do chlewu i rzucając się od jednej świni do drugiej, ze łzami zaczęła je całować, tytułując księżniczkami. Wstyd mi było za nią i za całe jej pokolenie. Byliśmy zmuszeni gnać te świnie dziesięć mil drogi, zanim natknęliśmy się wreszcie na jakiś dom. Myślę, że prawdziwe ladies nie byłyby tak uparte i krnąbrne. Nie miały one najmniejszej chęci iść drogą lub ścieżką, lecz rozbiegały się na wszystkie strony, rzucały się do krzaków, właziły na skały i pagórki i zapędzały się tak daleko, że niepodobna było je odszukać. I przytem niewolno było ich uderzyć, lub wogóle nieco ostrzej się z niemi obejść, gdyż Sandy nie dopuszczała w najmniejszej mierze zachowania się, uchybiającego ich stanowisku. Najbardziej niespokojna stara maciora zwała się milady i wasza wysokość, jak i znaczna część pozostałych. Można sobie łatwo wyobrazić, jak piekielnie nudne i uciążliwe było to uganianie się za świniami.