Przejdź do zawartości

Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sandy spojrzała na mnie ze zdziwieniem i zakłopotanie oczywiście znikło z jej twarzy i na parę chwili pogrążyła się w milczącem rozmyślaniu.
— W tedy nie był jeszcze zaczarowany — wyrzekła wreszcie, mówiąc jakby do siebie, — Jak i dziwny i okropny cud! Dla oczu jednych ludzi zamek jest zaczarowany i przyjmuje haniebny i wstrętny wygląd chlewu, zaś dla innych pozostaje wciąż tym samym i wznosi się wciąż tak samo dumny i niewzruszony, jak dawniej. Widzę dokładnie tę olbrzymią twierdzę, otoczoną fosą, z rozwiewającemi się sztandarami na wieżach. Niech nas Pan Bóg ma w swojej opiece! — wyrwało się z jej piersi pobożne westchnienie. Serce mi się krwawi, kiedy przypomnę sobie piękne uwięzione damy. Widzę wyraz głębokiego smutku na ich niebiańskich obliczach. Zbyt długo zwlekaliśmy, — jesteśmy warci potępienia.
Zrozumiałem, co chciała powiedzieć. Była to aluzja do tego, że zamek zaczarowany jest dla mnie, ale nie dla niej. Próbować wyprowadzić ją z błędu byłoby niepotrzebną stratą czasu, a zresztą nie warto było martwić dziewczyny, lepiej było zostawić ją przy jej mniemaniu.
— To bardzo zwykły wypadek czarów, Sandy — rzekłem — kiedy rzeczy i ludzie zaczarowani są dla jednych, nie zmieniając swego istotnego wyglądu dla innych. Lecz w tem niema jeszcze nic strasznego, odwrotnie, tego rodzaju czary można uważać za bardzo szczęśliwe. Gdyby twoje ladies pozostawały świniami w oczach wszystkich i nawet w swoich własnych, wówczas trzebaby było zdjąć z nich czary, co jest rzeczą ogromnie niebezpieczną, gdyż niezbędny jest do tego specjalny klucz. W przeciwnym razie możnaby się pomylić i ze świń ladies mogą łatwo się