Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządnie ciemno, dobiliśmy szczęśliwie do miejsca. Wracam z dziesięcioma centami w kieszeni i ruszam prosto do tratwy Ale gdym zobaczył, że jej niema, byłem zgnębiony. Nic innego, myślę sobie, tylko nawarzyli tam piwa i zmuszeni do ucieczki, zabrali z sobą mego murzyna, jedynego murzyna, jakiego miałem... Co ja tu zrobię nieszczęśliwy! Usiadłszy, zacząłem płakać, a potem całą noc przespałem w lesie... Ale cóż się z tratwą stać mogło? I z Jim’em, z biednym moim Jim’em?
— Bodajem skisł, jeżeli wiem, co się stało z tratwą. Ten stary dureń zrobił jakiś interes, za który dostał czterdzieści dolarów, ale kiedyśmy go znaleźli w szynkowni, już większą część przegrał w zakłady, a resztę przepił do ostatniego centa. Po powrocie wieczorem nad rzekę nie zastawszy tratwy, powiedzieliśmy sobie: „Ten mały nicpoń skradł naszą tratwę, porzucił nas tutaj, a sam uciekł.“
— Czyżbym ja porzucał swego murzyna, jedynego murzyna, jaki mi został? Nic więcej nie posiadam na świecie!
— O tem nie myśleliśmy jakoś. Co prawda, przywykliśmy uważać go za swego. Tak... za swojego... Bóg jeden wie, ile on nam przyczynił ambarasu... Ale widząc, że tratwy niema, żeśmy osadzeni na koszu, musieliśmy ogłosić trzy przedstawienia... Com ja się nakręcił i nalatał, aż mi w gębie wyschło od gadania. Gdzie masz owe dziesięć centów?
Grosza mi nie brakło, daję mu tedy dziesięć centów, lecz proszę, żeby kupił za nie coś do jedzenia i podzielił się ze mną, bo to są jedyne pieniądze,