Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sięciu minut, gdy ze wszystkich ulic i uliczek ściągali ciekawi z takim pośpiechem, że niektórzy po drodze dopiero kładli surduty. Niebawem otoczył nas tłum, który z każdą chwilą wzrastał: wszystkie okna, wszystkie drzwi pełne były ciekawych, a co chwila dawało się słyszeć pytanie:
— Czy to oni?
Ktoś z tłumu czuł się w obowiązku odpowiadać:
— A któżby, jak nie oni?
Przecisnąwszy się wreszcie do domu, ujrzeliśmy na ganku trzy synowice zmarłego, które wyszły na nasze spotkanie. Marya Janina była naprawdę ruda, ale taka śliczna, że aż strach, i tak uradowana z przyjazdu stryjów, że z oczu jej i z twarzy jasność biła.
Król roztworzył ramiona, w które Marya Janina rzuciła się bez wahania, ta zaś z wargą zajęczą, objęła za szyję księcia. Powitania i uściski trwały tak długo, że wszyscy patrzący, głównie zaś kobiety, płakały ze wzruszenia, na widok miłości rodzinnej, tak potężnej.
Po chwili król ukradkiem szturchnął księcia (na własne oczy widziałem), obejrzał się wokoło i zobaczył trumnę, stojącą w rogu pokoju na dwóch krzesłach. Wtedy jeden drugiemu położył rękę na ramieniu, a drugą, wolną, podnieśli do oczu i tak trzymając się, krokiem uroczystym szli ku trumnie. Rozstępowali się wszyscy, miejsce im czyniąc, umilkły rozmowy i szepty, mężczyźni pozdejmowali kapelusze i pochylili głowy, zewsząd słychać było: „Cyt! cyt!“ i zrobiło się raptem tak cicho, że słyszeć mo-