Przejdź do zawartości

Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i oparłszy brodę na jego ramieniu, łzami polewa mu plecy, jęcząc:
— Ach, nieszczęście, nieszczęście! Niema już brata naszego! Porzucił nas, a my nie zdążyliśmy pożegnać go. Ach! co za straszna niespodzianka!
Poczem, szlochając ciągle, dawał palcami jakieś znaki księciu, który, niech mi głowę zetną, jeżeli kłamię, wypuściwszy z rąk torbę, na poczekaniu płaczem wybuchnął. Jeżeli widział kto kiedy na świecie takich oszustów, to ja nie wiem, czem jestem!
Zaraz też wszyscy zebrani, okazując współczucie, łagodzili ich rozpacz. Ten wziął jedną torbę, ów drugą, trzeci podał królowi ramię, czwarty podtrzymywał księcia szlochającego, inny jeszcze opowiadał królowi o ostatnich chwilach zmarłego brata. Król powtórzył to zaraz na palcach księciu i znów obaj uderzyli w taki płacz po nieboszczyku garbarzu, jak gdyby stracili dwunastu apostołów. Niech na całe życie w murzyna się zmienię, jeżelim widział kiedy coś podobnego! Aż się wstyd robi człowiekowi, że należy do tego samego rodu ludzkiego!





ROZDZIAŁ III.

„Czy to oni?“ — Śpiewy żałobne. — „Możemy się bez nich obejść.“ — Straszny moment.

Wiadomość o przybyciu „braci“ zmarłego rozbiegła się w lot po miasteczku. Nie upłynęło dzie-