Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o przejechanie się na parowcu. Pierwej jednak należało dopłynąć do brzegu i ztamtąd dopiero powędrować na przystań. Po wyjściu na ląd spostrzegliśmy siedzącego na kłodzie młodego chłopca, o poczciwej twarzy głuptasa, który z powodu silnego upału ocierał pot z czoła. Obok niego leżało parę dobrze wypchanych torb podróżnych.
— Dokąd zmierzasz, młodzieńcze? — zagadnął król.
— Czekam na parowiec, gdyż jadę do Orleanu.
— Siadaj do naszej łódki. Mój służący dopomoże ci przenieść torby. Pomóż-no temu panu, Adolfie (Adolfem byłem ja).
Pomogłem i wsiedliśmy we trzech do łodzi. Młodzieniec wyraził swoją wdzięczność, gdyż ciężko mu było z pakunkami na taki upał. Na pytanie, dokąd jedziemy, król odpowiedział, że przybywa zdaleka, że całą podróż odbył wodą, że dziś rano wylądował w nadbrzeżnej wiosce, a teraz śpieszy dla zobaczenia się ze starym, dawno niewidzianym przyjacielem.
Na to rzecze młodzieniec:
— Zobaczywszy pana, powiedziałem sobie: Pewien jestem, że to nie kto inny, tylko pan Wilks, a jeśli to on, to w samą porę przybywa. Potem znów myślę: Nie! to nie on; zkądżeby pan Wilks łodzią płynął? Pan pewno nie pan Wilks, co?
— Nie. Nazywam się Blodgett, Alekander Blodgett, dodać nawet muszę: Wielebny Aleksander Blodgett, gdyż jestem niegodnym sługą Pańskich ołtarzy. Ale pomimo to szczerze mi żal pana Wilks’a, że nie przybył w porę, zwłaszcza, jeśli mu co na tem zale-